wtorek, 23 lutego 2016

Hej, tu znowu ja

Hej!
Postanowiłem, że zacznę częściej pisać kolejne rozdziały Kronik Merfgardu, i przepraszam za takie duże odstępy. Ale mam pytanie skierowane do Was. Czy chcecie może raz na tydzień jedną-dwie strony (Zależy jak mi pójdzie pisanie), czy może chcecie dwa razy na miesiąc jakieś większe ilości stron? Na razie postawiłem na pierwszy wariant, a za deadline uznaję niedzielę, czyli mam tydzień na napisanie kilku stron. Ja się żegnam i mam nadzieję, że moja opowieść przypadnie Wam do gustu!


PS. Acha, i zapomniałem dodać. Niektóre teksty mogą zawierać błędy, które mam zamiar poprawiać w trakcie pisania. Będę wdzięczny jeżeli pokażecie mi je w komentarzu. Ale poza tym, mam zamiar je wyłapywać z moimi przyjaciółmi. Na razie!

Rozdział 3


Fabar i Eric wyszli niepostrzeżenie z namiotu. Trafili idealnie w moment podczas zmiany warty, a godzina była na tyle wczesna że większość obozu spała albo była w namiocie jadalnym na śniadaniu, więc Eric nie musiał zakładać Fabarowi kajdan. Za swój cel obrali zbrojownie, w której przetrzymywany był rynsztunek całej drużyny Fabara, który aktualnie zastanawiał się jakim cudem Eric może chodzić mimo ciosu zadanego mu przy wejściu do namiotu. Po dłuższym czasie wmówił sobie, że musiał naprawdę kiepsko trafić w jego nogę oraz postanowił, że zacznie ostrzej ćwiczyć, gdyż chyba wyszedł już z wprawy w wojaczce. Po drodze miał okazję rozejrzeć się po obozowisku. Było ono umiejscowiono przy dużym wzniesieniu, w którym kryła się jaskinia do której wejście znajdowało się za namiotem herszta bandytów, a reszta obozowiska była otoczona drewnianym murem przylegającym do tegoż wzniesienia zrobionym z postawionych na sztorc i wkopanych w ziemię drewnianych bali zaostrzonych na szczycie. Po przeciwległej stronie do namiotu dowódcy była skromna, aczkolwiek grube, drewniane wrota. Namioty były ustawione w trójszeregu w taki sposób, aby utrudnić najeźdźcą dotarcie do kwatery dowódcy. Zbrojownia znajdowała się na samym środku obozu, zaraz obok namiotu jadalnego. Fabar po cichu zaklął do Erica.

Dlaczego mi nie powiedziałeś- Wysapał przez zaciśnięte zęby- Że namiot jadalny jest zaraz obok zbrojowni!?

Eric nieco zmieszał się, po czym obronnym tonem powiedział

-Ciężko jest zapamiętać cały obóz po zaledwie kilku minutach rekonesansu! Przecież nawet nie miałem dłuższej okazji by się tu rozejrzeć-Bronił się Eric

Dobrze… Porozmawiamy o tym jak wyjdziemy z tego…- Zagroził Fabar- ale ta rozmowa nie będzie dla Ciebie przyjemna…

Już mieli wejść do zbrojowni, lecz wnet usłyszeli za sobą donośny głos

A co tu się dzieje!?- Zapytał bandyta- Dezert…- Urwał, gdyż Fabar uciszył go skutecznie za pomocą swej pięści.

Szybko do zbrojowni! Zanim się tu zlecą!- Powiedział Fabar, po czym przerzucił przez ramię ciało bandyty i biegiem wpadł do zbrojowni. Momentalnie zauważył stojącą nieopodal pod ścianą skrzynię i odrzuciwszy ciało obezwładnionego przeciwnika na bok, podbiegł do niej. Zaczął grzebać w niej w poszukiwaniu Ventusa, swego miecza. Ventus był jednym z czterech mieczy żywiołów.  W królestwie Merfgardu żyły cztery bardzo stare rody. W bardzo odległych czasach przodkowie tych rodów zjednoczyli się do pomocy królowi w Drużynę Żywiołów. Walczyli oni wówczas z bardzo potężnym przeciwnikiem, złym demonem bez imienia. Pokonali oni złego demona, który po śmierci zostawił po sobie niezwykle potężne kryształy żywiołów. Król postanowił odwdzięczyć się Dryżynie, wykuwając dla każdego z nich po jednym mieczu żywiołów. Nazywały się one: Ignis- ród ognia, Ventus- ród wiatru, Terra- ród ziemi oraz Aqua- ród wody. Każdy z mieczy dawał posiadaczowi unikalne zdolności, dzięki czemu stanowiły ona niezwykłe potężną broń. Demon zostawił po sobie więcej niż te cztery kryształy żywiołów, ale wszystkie nagle zniknęły i nikt nie wie co się z nimi stało. Miecz był przekazywany z pokolenia na pokolenie najpotężniejszemu potomkowi, a w rodzie wiatru był nim właśnie Fabar. Miecz był dla noszącego niezwykle lekki, dzięki czemu mógł on nim walczyć z niesamowitą zwinnością oraz gracją, a dla przeciwnika był niezwykle ciężki, porównywalny do stada dzikich słoni z dalekich królestw. Broń ta była niezwykle potężna, dlatego też Fabar nie chwalił się zbyt często że jest w jej posiadaniu. Szybko nałożył na siebie kolczugę i przypiął pas do którego przytroczył pochwę na miecz.

Teraz już nikt mnie nie zaskoczy!- Zakrzyknął pewnym tonem Fabar, po czym ponownie zaczął grzebać w skrzyni w poszukiwaniu broni dla reszty ich drużyny- Ty też lepiej weź sobie jakąś broń. Ja zabiorę kilka przedmiotów dla pozostałych aby mieli czym się bronić gdy ich uwolnimy.

Wziął kilka sztyletów i przytroczył je do paska, a następnie zarzucił na plecy 3 pochwy z mieczami, dwie z nich zawierały potężne miecze dwuręczne, a jedna była pusta- To w niej był przechowywany Ventus. Fabar i Eric szybko wyszli ze zbrojowni i ją zaryglowali. Nie chcieli on bowiem aby znajdujący się tam żołnierz zbyt szybko poinformował innych o ich obecności.

-Co robimy dowódco?- Zapytał Eric.

Fabar lekko się zdziwił. Eric nigdy nie mówił do niego z takim szacunkiem, a dwa tygodnie to wcale nie tak krótko. Lecz Fabar szybko oddalił od siebie te myśli. –Chyba jasne, idziemy odbić naszych.

-Więc w drogę!- Zakrzyknął Eric, po czym skierował się w stronę namiotu z przetrzymywanymi więźniami.

-Cicho!- Zganił go Fabar uderzając go przy tym z lekka w potylicę- Chcesz żeby nas usłyszeli?

-Nie, kapitanie. Przepraszam- Odpowiedział skruszonym tonem Eric- To się więcej nie powtórzy.

Tego było już dla Fabara za wiele. Eric nigdy by go nie przeprosił takim skruszonym tonem, bez dodania żadnego przekleństwa. Postanowił mieć się przy nim na baczności.

-Po Hereiga pójdziemy później, gdy odbijemy resztę naszej drużyny- Powiedział Fabar, celowo przekręcając imię żołnierza.

-Oczywiście, po Hereiga później- Przytaknął Eric. Fabar pomyślał, że po kilku latach służby w tym samym oddziale, Eric powinien znać przynajmniej jego imię. Ani na moment nie spuszczał wzroku z Erica, który wydał mu się podejrzanie wesoły. Fabar odwrócił się z obnażonym mieczem plecami do domniemanego sojusznika i wskazał na coś przed sobą, po czym wpatrzył się tam, jednocześnie spoglądając delikatnie za siebie. Eric podłapał przynętę. Fabar zauważył w jego oczach błysk nienawiści, oraz dłoń chwytającą za sztylet. Momentalnie podskoczył, wykonał piruet i uderzył Erica w skroń sztychem miecza, na co ten nie zdążył nawet zareagować i upadł nieprzytomny na ziemię. Fabar szybkim ruchem sztyletu rozciął kaptur i ujrzał nieznaną mu do tej pory twarz. Był to elf. Jego twarz znaczyła sporych rozmiarów blizna przechodząca od skroni po czubek z lekka krzywego nosa. Jego włosy były koloru czarnego, podobnie jak krótko przystrzyżona bródka. Z twarzy wyglądał na całkiem miłego człowieka, ale jego oczy, mimo iż miał zamglony wzrok, wydawały się emanować  nienawiścią do wszystkiego co istnieje. Fabar zdjął z niego jego cudaczne ubranie i pociął je na pasy, którymi następnie związał i zakneblował elfa. Przeniósł go za pobliski namiot, i samotnie udał się do wcześniej wybranego celu. Szedł ostrożnie za namiotami w kierunku miejsca, w którym przetrzymywani byli jego przyjaciele.