niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 7


W Fabarze wezbrała wściekłość i strach. Ze wszystkich ludzi jacy mogli tu przyjść, jego spodziewał się najmniej. Mniej by go zdziwiło, gdyby Herbert we własnej osobie go tu odwiedził.

-Widzę że nasz mały podstęp który uknuliśmy z karczmarzem się nie udał- Przerwał ciszę elf, po czym rzucił mieszkiem ze złotem w stronę skulonego karczmarza. Ten ostrożnie wysunął rękę i zabrał pakunek, po czym dalej siedział skulony- Wiesz jak długo czekałem na ten moment? Wiesz jak długo cię śledziłem? Zajęło mi to PIĘĆ LAT. Chciałem zrezygnować z poszukiwań. O tak. Ale żądza zemsty była silniejsza.

Fabar poczuł ukłucie w karku. Sięgnął w tę stronę dłonią i wyczuł pod dłonią miękki puch, po czym jego dłoń opadła bezwładnie. Nie mógł się ruszyć, ale nie panikował.

-Dam ci małą radę. Zawsze posiadaj plan B- Powiedział, po czym uśmiechnął się szyderczo i dla dodatkowego bezpieczeństwa związał Fabarowi dłonie-Trucizna powinna działać naprawdę długo, ale co mi szkodzi. Teraz sobie poczekamy aż moi ludzie przyjadą. Nawet nie wiesz jak dużo mam Ci do powiedzenia.

Elf wyjął miecz z pochwy i krzyknął- Wy tam! Wynocha! Albo nikt z was nie dożyje jutra!- Mówił tak machając mieczem nad swą głową, na co goście w karczmie niezbyt chętnie wyszli z lokalu. Fabar spróbował się odwrócić i zobaczyć kto wyszedł z lokalu, ale nie dał rady, gdyż wciąż był pod wpływem trucizny.

-Więc na czym skończyłem? Ach tak. Zacznę od samego początku. Nasz obóz powstał nad gniazdem naszej pani. Dbaliśmy o jej dzieci, o nasze maleństwa… Wybrała ona jednego z nas na i zabrała go do siebie. Jej wybrańcem był pewien niepozorny chłopiec mający zaledwie szesnaście wiosen. Bardzo szczupły i wiotki. Uczyniła go potężnym. To on był tym „nienaturalnie bardzo umięśnionym bandytą”. Żyliśmy bez strachu o jutro. My dawaliśmy jej i jej maleństwom pożywienie i wodę, a ona obdarzała nas swą wiedzą, majestatem oraz mocą. Ale wy przerwaliście te piękne dni. Wtargnęliście do naszego obozu, wymordowaliście mych braci oraz nasze maleństwa… Pojmaliśmy was wszystkich, przejrzeliśmy wszystkie wspomnienia twych braci, ale ty… Ale ty jakoś się wyrwałeś z naszych rąk. Zabiliście prawie wszystkich z nas. Wiesz kto przeżył? Tylko ja i uderzony przez ciebie w głowę pamiętnego dnia Erin. Tak. Właśnie. Z CAŁEGO OBOZU zostały tylko DWIE osoby. Ale wiesz co? Może i zostały dwie osoby naszego pokroju. Ale została jeszcze jedna. O wiele potężniejsza, ważniejsza. O WIELE BARDZIEJ. Wiesz kto to? To nasza królowa. Ona przeżyła. Ale ponownie chce dla siebie jakiegoś człowieka. Nie zgadniesz. Wybrała ciebie!- Wykrzyczał ostatnie zdanie, po czym zaniósł się szyderczym śmiechem- Nie wrócisz już żywy. Zostaniesz zniewolony. Umarł twój najlepszy przyjaciel, oddział żołnierzy. Teraz pora na ciebie.

Fabar spojrzał ze strachem na elfa. Ten był on niezwykle podekscytowany mogąc dokonać zemsty na swym od lat poszukiwanym przeciwniku. Usłyszał daleko za plecami głos dobiegający gdzieś końca sali. Lekko odwrócił głowę w jego kierunku. Przekręcił ją zaledwie o kilka stopni i opamiętał się. Trucizna przestała działać, ale on nie może tego pokazać.

-Tooo… Ja się chyba już wam nie przydam. Możesz mi zapłacić, a ja sobie pójdę?- Zapytał się człowiek siedzący gdzieś na końcu sali.

-Nie w takim momencie…- Powiedział elf, po czym cisnął sakwą z pieniędzmi w stronę tegoż człowieka.

-Na przyszłość- Rzekł tamten- Jestem do dyspozycji.

-Idź już wreszcie człowieku!- Krzyknął, a po chwili było już słychać trzask zamykanych drzwi.

Wtem nagle elf zawył z bólu i sięgnął ręką w stronę pleców, po czym odwrócił w tym kierunku również głowę. Z jego pleców wystawała rękojeść sztyletu, którą w dłoni trzymał karczmarz.

-Biegnij głupcze!- Krzyknął karczmarz przez łzy- Nie wiedziałem o wszystkim! Przepraszam, a teraz już biegnij!- To mówiąc, uderzył elfa z całej siły w szczękę. Dało się usłyszeć ciche chrupnięcie.

Fabar szybko wstał z krzesła i ze związanymi rękoma biegł w stronę drzwi. Otępiały po uderzeniu elf dopiero teraz zrozumiał co się właściwie stało. Spróbował się odwrócić i zadać karczmarzowi cios, ale ten tylko przekręcił sztylet. Elf ponownie zawył z bólu i uderzył karczmarza z główki. Ten odleciał kawałek do tyłu i krzyknął.

-Biegnij! NO BIEGNIJ ŻE!

Fabar z impetem uderzył w drzwi, a te nagle się otworzyły. Gdy wybiegł, zauważył że nastała już noc. Było wyjątkowo ciemno, gdyż księżyc schował się za drzewami, a potęgował to fakt iż oczy Fabara zaraz po wyjściu z oświetlonej gospody nawet minimalnie nie przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności. Najgorsze jest jednak to, iż słyszał on stukot końskich kopyt oraz poruszający się wóz. Szybko wyłapał po dźwięku z której strony nadchodzi powóz i pobiegł po omacku w przeciwną stronę. Biegł tak po ciemku, aż dotarł do lasu. Ze strony gospody dało się usłyszeć głośne krzyki, co spowodowało iż Fabar zaczął biec jeszcze szybciej zupełnie nie zważając na uderzające go co rusz gałęzie i gałązki. Krzyki nie ustawały, lecz cichły. W tym momencie poczuł przypływ nadziei. Zgubili jego trop! Biegł dalej, a na jego ustach pojawił się od dawna nie widziany uśmiech. Nagle stracił grunt pod nogami i poczuł, że spada.

6 komentarzy:

  1. Good... Nie żeby coś, ale ja czekam co dalej. ;) Przez ciekawie, z ortografią nie najgorzej. Musisz tylko zapamiętać kilka zasad interpunkcji. I cóż więcej dodać? Weny i czasu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę walczył! xD Wena i czas? Z tym jest problem, ale daje radę! :D

      Usuń
  2. Również mam niewielkie zastrzeżenia co do interpunkcji i mógłbyś też pomyśleć nad zmianą wyglądu bloga, ponieważ jest duży kontrast między tekstem i tłem, przez co czasami ciężko się to (jak dla mnie) czyta i męczy oczy. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się w takim razie. Prędzej czy później i tak miałem zamiar go zmienić.

      Usuń