W Fabarze
wezbrała wściekłość i strach. Ze wszystkich ludzi jacy mogli tu przyjść, jego
spodziewał się najmniej. Mniej by go zdziwiło, gdyby Herbert we własnej osobie
go tu odwiedził.
-Widzę że
nasz mały podstęp który uknuliśmy z karczmarzem się nie udał- Przerwał ciszę
elf, po czym rzucił mieszkiem ze złotem w stronę skulonego karczmarza. Ten
ostrożnie wysunął rękę i zabrał pakunek, po czym dalej siedział skulony- Wiesz
jak długo czekałem na ten moment? Wiesz jak długo cię śledziłem? Zajęło mi to
PIĘĆ LAT. Chciałem zrezygnować z poszukiwań. O tak. Ale żądza zemsty była
silniejsza.
Fabar
poczuł ukłucie w karku. Sięgnął w tę stronę dłonią i wyczuł pod dłonią miękki
puch, po czym jego dłoń opadła bezwładnie. Nie mógł się ruszyć, ale nie
panikował.
-Dam ci
małą radę. Zawsze posiadaj plan B- Powiedział, po czym uśmiechnął się szyderczo
i dla dodatkowego bezpieczeństwa związał Fabarowi dłonie-Trucizna powinna
działać naprawdę długo, ale co mi szkodzi. Teraz sobie poczekamy aż moi ludzie
przyjadą. Nawet nie wiesz jak dużo mam Ci do powiedzenia.
Elf wyjął
miecz z pochwy i krzyknął- Wy tam! Wynocha! Albo nikt z was nie dożyje jutra!-
Mówił tak machając mieczem nad swą głową, na co goście w karczmie niezbyt
chętnie wyszli z lokalu. Fabar spróbował się odwrócić i zobaczyć kto wyszedł z
lokalu, ale nie dał rady, gdyż wciąż był pod wpływem trucizny.
-Więc na
czym skończyłem? Ach tak. Zacznę od samego początku. Nasz obóz powstał nad
gniazdem naszej pani. Dbaliśmy o jej dzieci, o nasze maleństwa… Wybrała ona
jednego z nas na i zabrała go do siebie. Jej wybrańcem był pewien niepozorny
chłopiec mający zaledwie szesnaście wiosen. Bardzo szczupły i wiotki. Uczyniła
go potężnym. To on był tym „nienaturalnie bardzo umięśnionym bandytą”. Żyliśmy
bez strachu o jutro. My dawaliśmy jej i jej maleństwom pożywienie i wodę, a ona
obdarzała nas swą wiedzą, majestatem oraz mocą. Ale wy przerwaliście te piękne
dni. Wtargnęliście do naszego obozu, wymordowaliście mych braci oraz nasze
maleństwa… Pojmaliśmy was wszystkich, przejrzeliśmy wszystkie wspomnienia twych
braci, ale ty… Ale ty jakoś się wyrwałeś z naszych rąk. Zabiliście prawie
wszystkich z nas. Wiesz kto przeżył? Tylko ja i uderzony przez ciebie w głowę
pamiętnego dnia Erin. Tak. Właśnie. Z CAŁEGO OBOZU zostały tylko DWIE osoby.
Ale wiesz co? Może i zostały dwie osoby naszego pokroju. Ale została jeszcze
jedna. O wiele potężniejsza, ważniejsza. O WIELE BARDZIEJ. Wiesz kto to? To
nasza królowa. Ona przeżyła. Ale ponownie chce dla siebie jakiegoś człowieka.
Nie zgadniesz. Wybrała ciebie!- Wykrzyczał ostatnie zdanie, po czym zaniósł się
szyderczym śmiechem- Nie wrócisz już żywy. Zostaniesz zniewolony. Umarł twój
najlepszy przyjaciel, oddział żołnierzy. Teraz pora na ciebie.
Fabar
spojrzał ze strachem na elfa. Ten był on niezwykle podekscytowany mogąc dokonać
zemsty na swym od lat poszukiwanym przeciwniku. Usłyszał daleko za plecami głos
dobiegający gdzieś końca sali. Lekko odwrócił głowę w jego kierunku. Przekręcił
ją zaledwie o kilka stopni i opamiętał się. Trucizna przestała działać, ale on
nie może tego pokazać.
-Tooo… Ja
się chyba już wam nie przydam. Możesz mi zapłacić, a ja sobie pójdę?- Zapytał
się człowiek siedzący gdzieś na końcu sali.
-Nie w
takim momencie…- Powiedział elf, po czym cisnął sakwą z pieniędzmi w stronę
tegoż człowieka.
-Na
przyszłość- Rzekł tamten- Jestem do dyspozycji.
-Idź już
wreszcie człowieku!- Krzyknął, a po chwili było już słychać trzask zamykanych
drzwi.
Wtem nagle
elf zawył z bólu i sięgnął ręką w stronę pleców, po czym odwrócił w tym
kierunku również głowę. Z jego pleców wystawała rękojeść sztyletu, którą w
dłoni trzymał karczmarz.
-Biegnij
głupcze!- Krzyknął karczmarz przez łzy- Nie wiedziałem o wszystkim!
Przepraszam, a teraz już biegnij!- To mówiąc, uderzył elfa z całej siły w
szczękę. Dało się usłyszeć ciche chrupnięcie.
Fabar
szybko wstał z krzesła i ze związanymi rękoma biegł w stronę drzwi. Otępiały po
uderzeniu elf dopiero teraz zrozumiał co się właściwie stało. Spróbował się
odwrócić i zadać karczmarzowi cios, ale ten tylko przekręcił sztylet. Elf
ponownie zawył z bólu i uderzył karczmarza z główki. Ten odleciał kawałek do
tyłu i krzyknął.
-Biegnij!
NO BIEGNIJ ŻE!
Fabar z
impetem uderzył w drzwi, a te nagle się otworzyły. Gdy wybiegł, zauważył że
nastała już noc. Było wyjątkowo ciemno, gdyż księżyc schował się za drzewami, a
potęgował to fakt iż oczy Fabara zaraz po wyjściu z oświetlonej gospody nawet
minimalnie nie przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności. Najgorsze jest jednak
to, iż słyszał on stukot końskich kopyt oraz poruszający się wóz. Szybko
wyłapał po dźwięku z której strony nadchodzi powóz i pobiegł po omacku w
przeciwną stronę. Biegł tak po ciemku, aż dotarł do lasu. Ze strony gospody
dało się usłyszeć głośne krzyki, co spowodowało iż Fabar zaczął biec jeszcze
szybciej zupełnie nie zważając na uderzające go co rusz gałęzie i gałązki.
Krzyki nie ustawały, lecz cichły. W tym momencie poczuł przypływ nadziei.
Zgubili jego trop! Biegł dalej, a na jego ustach pojawił się od dawna nie widziany
uśmiech. Nagle stracił grunt pod nogami i poczuł, że spada.
Wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńTo znakomicie iż tak uważasz =D
UsuńGood... Nie żeby coś, ale ja czekam co dalej. ;) Przez ciekawie, z ortografią nie najgorzej. Musisz tylko zapamiętać kilka zasad interpunkcji. I cóż więcej dodać? Weny i czasu!
OdpowiedzUsuńBędę walczył! xD Wena i czas? Z tym jest problem, ale daje radę! :D
UsuńRównież mam niewielkie zastrzeżenia co do interpunkcji i mógłbyś też pomyśleć nad zmianą wyglądu bloga, ponieważ jest duży kontrast między tekstem i tłem, przez co czasami ciężko się to (jak dla mnie) czyta i męczy oczy. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńPostaram się w takim razie. Prędzej czy później i tak miałem zamiar go zmienić.
Usuń