czwartek, 7 stycznia 2016

Prolog


Mężczyzna stanął nad klifem

-Hah!- Zaśmiał się do kompana- Niezły widok, co?

Stary elf wstał powoli i odparł- Masz racje, ale wyjaśnij mi jedno... Dlaczego wybrałeś na odpoczynek akurat to miejsce?- zapytał

-A dlaczego nie?- Odpowiedział z lekkim uśmieszkiem- Przecież wiesz, że od zawsze lubiłem takie klimaty.

-Tak, drogi Fabarze. Choć raz masz rację- Odparł Herbert, najstarszy elf ze swojego rodu.

-No a jak! -Odkrzyknął Fabar- Przecież wiesz że nie postawił bym obozu byle gdzie.

Byli oni z rozkazu króla w podróży, aby zniszczyć obozowisko bandytów niedaleko północnej granicy królestwa Merfgardu. Wieśniacy często skarżyli się na ataki bandytów które ostatnio bardzo przybrały na sile, gdyż poza wioską bandyci nie mieli skąd zdobywać pożywienia. Król bez wahania wybrał do tej misji swoich dwóch najlepszych żołnierzy, którym przydzielił tuzin pomniejszych żołnierzy. Co prawda obozowisko liczyło zaledwie sześciu bandytów, ale byli oni bardzo dobrze uzbrojeni, a poza tym król chciał pojmać ich żywcem. Nie lubił zbędnego rozlewu krwi, a zwłaszcza że bandyci do tej pory jeszcze nikogo nie zabili.

-Długo będziecie się tak gramolić?- Zakrzyknął do ociężale wchodzących pod górę żołnierzy

-Tak długo, jak długo będzie trzeba!- Odpysknął najmłodszy z żołnierzy,  Eric. Był on młody, i nie wiedział że nie należy zadzierać z Fabarem. A zadzieranie z nim kończyło się bardzo często śmiercią lub trwałym okaleczeniem. Fabar w mgnieniu oka przeskoczył dzielącą ich odległość, gdyż żołnierze wchodzili po stromym wzgórzu.

 -Za ile wejdziecie na górę?- Zapytał przesłodzonym głosem Fabar.

-Góra kwadrans!- Odparł przerażony Eric. Dopiero z tej odległości mógł dostrzec  jego oczy. Widział w nich coś, co go przeraziło. Widział, że Fabar byłby w stanie go zabić, gdyby tylko chciał.

-Właśnie to miałem nadzieję usłyszeć.- Groźnie odparł Fabar.-  Za pięć minut widzę Was na szczycie!- Powiedział  z pewnością w głosie.

Gdy odchodził, usłyszał tylko jak Eric cicho klnie pod nosem. Po jakimś kwadransie wszyscy już byli na szczycie i zdążyli ustawić wszystkie rzeczy na stercie, i zabezpieczyć je.

-Do dwuszeregu!- Krzyknął Fabar. Na jego polecenie wszyscy żołnierze stanęli w dwuszeregu czekając na dalsze rozkazy.

-Mam złe wieści- Poinformował ich.- Niestety, ale w nieznanych okolicznościach namiot Erica spadł na dół.- Powiedział, po czym skopał małe zawiniątko z klifu.

-To nie fair!- Protestował Eric, lecz został zignorowany.

-Przykro mi Ericu, ale w najbliższym czasie będziesz musiał spać pod gołym niebem.- Powiedział Fabar, po czym wyszczerzył zęby w pseudo uśmiechu.- No, chyba że pójdziesz na dół po niego. Ale zajmie Ci to trochę czasu, a za pół godziny mamy naradę. Pośpiesz się, bo rano ktoś może go spalić do reszty. Tak mi się tylko wydaje. Więc… BIEGNIJ!!!- Wrzasnął Fabar.

Eric aż podskoczył ze strachu, po czym zaczął zbiegać ze wzgórza klnąc pod nosem i co rusz się potykając.

-O! Czekajcie! Chyba na dół poleciał zepsuty namiot , ten który Eric rzekomo pamiętał wyrzucić … Jaka szkoda, Eric nabiega się na darmo- Stwierdził- No, chyba że ktoś ma ochotę go uświadomić- Powiedział, po czym zmierzył pozostałych surowym wzrokiem.- Tak myślałem.- Odparł, i odszedł aby rozmieścić swój namiot.

-Eh… On chyba nigdy się nie nauczy aby nie zadzierać z Fabarem… - Stwierdził Herbert- To się źle dla niego skończy. Prędzej czy później Fabar się wścieknie… Dziwne że do tej pory tego nie zrobił. To do niego nie podobne- Powiedział, po czym zaczął przeszukiwać obozowisko w poszukiwaniu źródła wody. Gdy już takowe znalazł, użył magii aby wykopać prowizoryczną studnie.

Pół godziny później…

-Bardzo mi przykro Ericu… To nie był Twój namiot.-  Poinformował Fabar- Ale nie mówiłem Ci czasem, abyś był z powrotem za pół godziny? Minęło trochę więcej czasu, a to oznacza karę dla Ciebie. Wybacz, ale Takie są procedury.- Powiedział Fabar, po czym uśmiechnął się szeroko udając niewinność.

Eric cały poczerwieniał ze złości, lecz nic nie powiedział. Po dłuższym milczeniu, Fabar kontynuował-Tak więc drogi Ericu, Twoja kara będzie polegała na spędzeniu całej nocy na warcie. Jeśli uśniesz, możesz nie wracać do obozu. Jasne?

-Jak słońce- Wycedził przez zęby Eric.

-Doskonale!- Zakrzyknął Fabar, po czym odszedł by wyjąć mapę. Gdy zaczął ją studiować, zorientował się że są zaledwie jedną milę od obozowiska bandytów. Polecił Herbertowi zwołać ludzi na naradę.

-Słuchajcie, jesteśmy blisko milę od obozowiska bandytów, co oznacza że nie możemy dać im się zauważyć. Jasne?- Zapytał

-Jasne!- Zawtórowali żołnierze.

-Doskonale! A to oznacza, że ognisko nie może się palić. Co najwyżej tlić, aby bandyci nie poznali  naszej dokładnej lokalizacji. Już jutro wyruszymy na ich obóz, więc dziś musicie się wyspać. Odmaszerować!- Nakazał Fabar.

Po jego komendzie, wszyscy wrócili do swych namiotów aby zasnąć. Wszyscy rzecz jasna, poza Ericiem, który z jasnych przyczyn musiał spać pod gołym niebem.

I tak w obozie upłynęła reszta dnia.

1 komentarz:

  1. Kahanga-hangang!!! Hindi ko inaasahan tulad ng isang magandang libro!!!

    OdpowiedzUsuń