Był już
niemal u celu. Od namiotu herszta dzieliło go zaledwie dwadzieścia metrów, lecz
wtem usłyszał ludzkie głosy dochodzące zza jego pleców. Szybkim ruchem
przemknął za namioty.
-Muszę się
jakoś wmieszać w tłum- pomyślał. Natychmiastowo go olśniło i zwrócił się w
stronę namiotu w którym był przetrzymywany. Ku jego wielkiej uldze nikt nie
miał ochoty podczas jego wędrówki ulżyć sobie za namiotami. Dotarł do owego
namiotu, i podnosząc lekko kawałek materiału obejrzał jego wnętrze. Nic się nie
zmieniło. Podszedł powoli do powalonego przeciwnika i zbadał jego oddech, na co
ten natychmiastowo się szarpnął. Fabar wymierzył mu precyzyjny cios w skroń, po
którym ten padł. Szybko zdjął z niego ubranie i sam się w nie przebrał. Było
ono dla niego trochę za bardzo obcisłe, ale krótka peleryna idealnie
przykrywała niesioną przezeń broń. Szybko rzucił okiem na przeciwnika. Był on
blondynem. Jego twarz pokrywała blizna, niepokojąco podobna do tej, którą miał
niedawno pokonany przez Fabara elf. Natychmiastowo wyszedł z namiotu, i jakby
nigdy nic zaczął iść przed siebie w stronę namiotu wodza bandytów, gdyż właśnie
koło niego byli prawdopodobnie przetrzymywani jego przyjaciele. Wkoło niego
przechodziło wiele postaci przebranych w niepokojące czarne stroje z białymi
maskami. Przeszedł go zimny dreszcz, ale szedł dalej z nadzieją że nikt do
niego nie zagada. Wkoło siebie słyszał głośny gwar rozmów, ale starał się je
ignorować. Po dziesięciu minutach spaceru, był już pod namiotem wodza.
Rozejrzał się, i zauważył dość obskurny i obszerny namiot. Podejrzewał, że to
właśnie tam byli przetrzymywani jego przyjaciele. Szybko przemknął w cień, i
powoli zbliżył się do namiotu. Odchylił lekko wejście do niego i zauważył
swoich śpiących towarzyszy. Szybko wszedł do środka i rozciął więzy krępujące
dłonie Herberta, po czym wręczył mu w dłoń jeden ze zdobytych mieczy.
-Tak też
myślałem- Fabar usłyszał głos za swoimi plecami i momentalnie się odwrócił w
jego kierunku. Stała tam postać w obozowym czarnym kostiumie i z białą koroną
na głowie- Wy tak zwani „bohaterowie”- tu mówiąc zrobił cudzysłów manualny-
Zawsze musicie uratować swoich przyjaciół. To czyni was słabymi. A teraz? Teraz
szykuj się do walki ze mną i z moimi podwładnymi! Zaraz przekonasz się co to
znaczy…- Tu przerwał, gdyż Fabar rozpłatał mu gardziel swym mieczem. Szkarłatna
posoka spłynęła obficie z gardła przeciwnika. Był on tak zaskoczony zaistniałą
sytuacją, że nie mógł wykonać najmniejszego ruchu. Po chwili padł na kolana, a
następnie upadł na ziemię.
-Od zawsze
nie cierpię takich co gadają o swojej potędze- Powiedział wściekle Fabar- Masz
za swoje. Jak chciałeś mi pokazać jaki jesteś dobry, to trzeba było wyzwać mnie
na pojedynek.
Fabar
odwrócił się do Herberta- Jak się czujecie? Jesteście w stanie walczyć?
- Fabarze…
Dziękuję Ci za uratowanie nam życia. Będziemy walczyć gołymi rękoma do
ostatniej kropli krwi –Powiedział Herbert- A teraz rozwiążmy resztę.
Po tych
słowach rozwiązali wszystkich związanych żołnierzy i Fabar rozdał im broń.
-Teraz
idziemy walczyć- Powiedział- Nie bierzemy jeńców. Już raz z tego powodu prawie
zginęliśmy. Nie powtórzę tego błędu. Idziemy walczyć! Do broni! Wyrżnijcie ich
wszystkich w pień!
Wszyscy
wybiegli z tego namiotu i wdali się w walkę z niczego nie spodziewającymi się
bandytami. Wszyscy bandyci będący w polu widzenia byli martwi. Drużyna Fabara
nie poniosła najmniejszej straty.
-A teraz
idziemy do ich wodza! – Krzyknął z radością Fabar- Niech zapłaci za krzywdy
jakich uczynił!
-Zapędziłeś
się Fabarze- Powiedział uśmiechnięty Herbert- Przecież sam go zabiłeś.
Fabar
zmieszał się. Po chwili zaśmiał się gromko i powiedział- W takim razie idziemy
do jego namiotu! Zobaczmy jakie skarby zrabował.
Wszyscy
wyruszyli do namiotu herszta bandytów. Nic się w nim nie zmieniło od kiedy
Fabar był w nim poprzednim razem. Zaczęli przeglądać wszystkie szafy, skrzynie
znajdujące tam się znajdujące. Fabar w tym czasie zrzucił z siebie bandyckie
przebranie i z ulgą wciągnął powietrze przez nozdrza. Sam też się przyłączył do
plądrowania kosztowności w namiocie kapitana. Zaczął inteligentnie szukać
wszelkich skrytek i schowków. Zajrzał pod łóżko i znalazł tam sześcienną
skrzynkę bez nawet jednej dziurki na klucz ani zawiasów. Byłą ona stworzona z
drewna sosnowego i były na niej wypalony wizerunek smoka. Wziął ją w swe dłonie
aby dokładnie się jej przyjrzeć, ale wtem zauważył mały płomyk. Spróbował go
zgasić, ale ogień nadal się palił. Był on ciepły, ale nie parzący. Pojawił się
on na wypalonym na skrzyni kole i wskazywał kierunek gdzie leżało ciało herszta
bandytów. Fabar ostrożnie poszedł w jego kierunku. Z czasem jak się tam
zbliżał, ogień stawał się coraz większy. Fabar był przy samym ciele swego
martwego przeciwnika i ogień palił się tak mocno, że Fabar ledwo dawał radę go
utrzymać. Przeszukał ciało wodza i nie znalazł nic ciekawego, poza połyskującym
zielonym kłem na rzemyku. Zdjął go z poharatanej szyi przeciwnika i przeniósł z
rzemyka do swojej kieszeni, a następnie wziął skrzyneczkę i schował do sakiewki
zabranej z ciała poległego herszta. Gdy wrócił do namiotu, powitał go
przestraszony wzrok jego kompanów.
- Fabarze-
powiedział- Za tą ścianą jest jaskinia- Powiedział Herbert wskazując w kierunku
ściany z łóżkiem, która była zwrócona ku wnętrzu góry.
-I to jest
takie straszne?- Zaśmiał się Fabar- To że tu jest jaskinia?
-Nie-
Powiedział Eric- Słyszeliśmy stamtąd ludzkie krzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz