Fabar
wprawnie pchnął mieczem w ścianę namiotu i rozciął ją. Wystawił ostrożnie głowę
na zewnątrz i rozejrzał się. Nie było tam nic, oprócz oświetlonego blaskiem
pochodni tunelu. Nagle usłyszał ten mrożący krew w żyłach wrzask. Wyrażał on
wielkie cierpienie i wściekłość. Gdy spojrzał ponownie do namiotu, twarze jego
towarzyszy jeszcze bardziej pobladły.
-I co?-
Zapytał przestraszony Eric- Idziemy tam?
-Oczywiście-
Odparł Fabar- Ale musimy mieć pewność, co tam jest. Jakieś sugestie Herbercie?
-Wydaje mi się-
Odparł elf- Że może to być jeden z pająków jaskiniowych. Niektóre z nich mają
łudząco podobne krzyki do ludzkich, a sądząc po ten jest wyjątkowo duży.
Ciekawi mnie tylko, w jakim celu zbudowali obóz tuż nad gniazdem tych pająków…
Cóż, jeżeli chcemy się dowiedzieć musimy sprawdzić.
-Zanim się
tam zapuścimy, musicie iść po swoje bronie i zbroje. Przynieście także zbroje
moje i Herberta- Rozkazał Fabar, po czym dodał ciszej do Herberta- Muszę z tobą
pomówić o tym, co mi się przytrafiło.
Pół godziny
później…
-… i wtedy
znalazłem ten kieł- Powiedział Fabar wyciągając z kieszeni zielony kieł smoka-
Wygląda jak ząb smoka, ale ma inny kolor. Jak myślisz, o co tu chodzi?
-Z czasem
się dowiemy Fabarze- Odparł Herbert- A teraz idziemy w głąb tej jaskini.
Fabar i
Herbert założyli przyniesione im zbroje, po czym wyruszyli w głąb jaskini. Była
ona wąska i stroma. Droga prowadziła coraz niżej w dół. Po pewnym czasie usłyszeli
krzyk któregoś z rycerzy.
- Pająki!
Gdy Fabar się
odwrócił, zobaczył stado ogromnych pająków idących w ich kierunku po sklepieniu
jaskini. Wyjął miecz i zaczął zabijać po kolei poszczególne większe pająki.
Herbert przyłączył się do niego i wymawiał pod nosem niezrozumiałe zaklęcia, po
których niektóre pająki padały trupem na ziemię. Walka z nimi była tylko przedłużeniem
oczekiwania na to, co nieuniknione. Pająków zamiast ubywać, wciąż przybywało.
Po dłuższym czasie walki, pająki poczęły się wycofywać.
-Za nimi!-
Rozkazał Fabar- Zniszczmy ich gniazdo!
Rycerze rzucili
się w pogoń za uciekającymi przeciwnikami. Po pewnym czasie, dotarli do
ogromnej jaskini na której środek wybiegli. Była ona oświetlona ogromnym
ogniskiem na środku oraz kilkoma pochodniami na bokach. Nagle Fabar zauważył w
tunelu z którego przyszli człowieka. Był on nienaturalnie bardzo umięśniony i
sprawiał wrażenie raczej jakiegoś potwora, nie człowieka. Rzucił się w jego
stronę, na co ten tylko cofnął się kawałek w tył. Fabara to nie zraziło i
szarżował w jego kierunku dalej. Gdy był
już kilka metrów w tymże tunelu, mężczyzna zniknął. Fabar odwrócił się i
zauważył że oddziela go od przyjaciół bardzo gruba metalowa krata, a za nią
stoi ten sam mężczyzna którego Fabar próbował przed chwilą zaatakować.
Uśmiechnął się on doń, a w jego oczach można było zobaczyć rządzę krwi. Po
chwili krzyżowania wzroku w owego mężczyznę, Fabar zauważył że jego towarzysze
walcz z jeszcze większą ilością jeszcze większych pająków. Te w przeciwieństwie
do tych wcześniej spotkanych były czerwone, a nie czarne.
-Kim
jesteś!?- Zapytał Fabar- Czego chcesz? Wpuść mnie, albo Cię zabije!- to mówiąc
zadał kłucie mieczem przez jedną ze szczelin w kracie, lecz przeciwnik to
przewidział i zrobił spokojny krok w tył.
-Nie uda Ci
się. Moje maleństwa ich zabiją. A jak nie, to im pomogę- Powiedział niskim,
chropowatym głosem, po czym rozpłynął się jak we mgle.
Fabar widział
jak coraz większa liczba pająków atakuje jego towarzyszy. Ziemia była usłana
truchłami pająków. Fabar zaczął kopać z całych sił w kratę, która go oddzielała
od drużyny. Wtem zobaczył że dwoje jego ludzi padło martwych na ziemię.
Wezbrała się w nim niewyobrażalna wściekłość i począł uderzać swym mieczem w
stojącą mu na drodze przeszkodę. Kolejni z jego drużyny padali jak muchy. Wydał
z siebie okrzyk gniewu i rozpaczy, a z jego oczu popłynęły łzy. Jeszcze raz
spojrzał na swoich przyjaciół. Przy życiu pozostał tylko Herbert, Eric, Herdig.
Zebrał w sobie siłę i zadał potężny cios, który wyważył kratę. Pobiegł do
ostatnich żywych, czyli w tym momencie tylko Herberta i Erica. Ciął na oślep. Wpadł
w szał bojowy i zabił połowę zgromadzonych pająków. W pewnym momencie przestał
odczuwać opór pod mieczem. Obejrzał się i w swojej okolicy nie znalazł żadnego
pająka. Jedyni żywi wkoło niego, to Herbert i Eric. Uniósł miecz w geście
tryumfu, lecz po chwili przeszkodził mu w tym niski, chropowaty głos.
-To były
tylko robotnice- Powiedział mężczyzna- Pora na wojowników!
Z pod ziemi
wygrzebał się tuzin pająków. Były one tak wielkie, jak słonie które Fabar
widywał w odległych krainach na swych częstych wyprawach w dzieciństwie.
Pierwszy z nich pochwycił zębami niczego nieświadomego Erica i przebił go swymi
ogromnymi zębami. Fabar błyskawicznym ciosem odciął mu głowę, która upadła z
głośnym plaśnięciem na ziemię. Nagle Fabar stracił grunt pod nogami i uniósł się
pod samo sklepienie jaskini.
-Fabarze…
Musimy się pożegnać. Pomścij nas- Powiedział z niesamowitym spokojem Herbert,
po czym zaczął szeptać pod nosem.
-Ale co
planujesz Herbercie?- Zapytał Fabar- O co Ci chodzi?
-Żegnaj,
przyjacielu- Odparł Herbert
-Herbercie…-
Powiedział łamiącym się głosem Fabar- Żegnaj, byłeś moim najlepszym
przyjacielem.
-Ty moim
także…- Odparł elf
Fabar
poczuł jak opada na ziemię. Czuł wszechogarniające go ciepło. Zauważył że jego
skórę zaczyna stopniowo pokrywać nieznany mu kryształ. Krzyknął. Po chwili jego
skóra była prawie cała pokryta dziwnym kryształem, a jedyne co zostało
nieodkryte to oczy. Powoli zaczynały także one zalepiać się kryształem, lecz
mimo to Fabar widział przez ostatnie sekundy w których posiadał wzrok Herberta.
Z jego ciała promieniowało pomarańczowe światło. Pająki zaczęły zbliżać się w
jego kierunku. Fabar miał zaledwie kilkumilimetrową dziurkę przez którą mógł
obserwować co się dzieje z jego przyjacielem. Gdy stracił go z pola widzenia, a
jego oczy były zalepione w całości dziwnym kryształem, usłyszał wybuch. Poczuł
gorąco, a części jego kryształowej zbroi zaczęły powoli spadać. Gdy nie miał
nawet jednego jej kawałka, rozejrzał się dookoła. Na miejscu ciał pająków,
zostały zaledwie kupki popiołu. Tam, gdzie polegli jego towarzysze pozostały
kości, a po Herbercie została tylko czaszka. Nie była ona zwykła, gdyż były na
niej cienkie niteczki złota. Krzyknął z rozpaczy i wściekłości.
-I stało
się- Rozległ się za jego plecami niski i chropowaty głos, ale tym razem był on
pozbawiony jakichkolwiek emocji i życia- Moje maleństwa nie żyją…
Fabar zobaczył
leżącego na ziemi zapłakanego mężczyznę. Był on tym samym, który jeszcze przed chwilą
groził Fabarowi i jego przyjaciołom. Był on zniszczony. Jego ciało było
pozbawione skóry i słabe. Podszedł do niego. Nagle jego sakwa stanęła w
płomieniach . Zobaczył an szyi przeciwnika połyskujący, fioletowy smoczy kieł.
Szybkim ruchem zerwał go z jego szyi i schował do kieszeni. Ogień ugasł.
-To i tak
mało, za to co zrobiłeś moim przyjaciołom!- Wykrzyknął, po czym wziął zamach i
odciął jego głowę.
Odwrócił
się i poszedł w kierunku wyjścia z jaskini, a po jego policzkach spływały łzy.
Nie wiedział gdzie idzie, ani po co. Nie było to w tym momencie ważne.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoże nie tłum, ale zawsze ktoś :P
Usuńymm.. tia, rozumiem :D Może pomyślisz nad zmianą wyglądu bloga? ;)
UsuńJest to dobry pomysł. Nawet miałem takie zamiary, ale nie umiem jakoś się za to zabrać
UsuńAle i tak fajnie, że piszesz. :)
Usuń