Słońce
powili chyliło się ku zachodowi. Fabar i Erya byli w drodze do stolicy już od
samego świtu. Powoli padali ze zmęczenia, lecz ignorowali to. Byli niespełna
godzinę drogi od najbliższego miasta, lecz nie uśmiechało się im ponownie spać
pod gołym niebem. Postanowili, że gdy tylko dotrą do najbliższego miasta,
poszukają jakiś zleceń. Na wyprawę potrzebowali pieniędzy na broń, rynsztunek i
prowiant. Mimo widma rychłego dotarcia do miasta, nadal czuli niesamowite
zmęczenie. Z resztą, ich konie także były zmęczone. Na początku podróży
rozmawiali ze sobą serdecznie, lecz po kilku godzinach zmęczenie zrobiło swoje
i chęć do rozmowy osłabła. Po godzinie drogi, mogli spostrzec zbudowane na
wzniesieniu miasto. Słońca próżno było szukać na niebie, a księżyc wdzięcznie
górował nad nieboskłonem.
-Nareszcie…
Jestem już naprawdę zmęczona- Powiedziała Erya wkładając do ust ostatni kawałek
chleba.
-Ja też-
Stwierdził Fabar przeciągając się.
-Starczy
nam złota na kilka dni. A spać będziemy w karczmie u Moutyego, mojego
przyjaciela.
-A co
potem?
-W lasach
czai się wiele niebezpieczeństw. To przecież cud, że nawet jednego nie
spotkaliśmy na trakcie. Na pewno jacyś ludzie będą gotowi zapłacić za pozbycie
się problemu z nimi. A my mamy zamiar na tym skorzystać.
Fabar lekko
się zasępił. Przypomniało mu się o jego niesamowitej stracie, jaką był Ventus.
Jego rodowy miecz, który tak długo wiernie służył jego rodowi został
zniszczony. Fabar zganił się w myślach. Doskonale wiedział, że nie może się
zasępiać, a właśnie to zrobił.
W mieście
gdzieniegdzie powoli dogasały pochodnie, a Fabar i Erya powoli zbliżali się do
gospody Moutyego. Większość mieszkańców siedziało w domach, lecz od czasu do
czasu między domami przemieszczały się ukryte w cieniu postaci. Erya zsiadła z
konia i zapukała z całych sił w dębowe drzwi, na co opowiedziała jej głucha
cisza. Zapukała ponownie. Tym razem usłyszała szybkie szamotanie, brzdęk monet
i odsuwanie mebli. Po chwili w drzwiach mogli zobaczyć twarz przestraszonego
starcza o siwych włosach i krótko przystrzyżonej brodzie tego samego koloru.
Jego skóra była ciemna, jak skóra mieszkańca północy. Gdy tylko rozpoznał twarz
Eryi, na jego twarzy momentalnie zagościł uśmiech.
-Erya!? To
naprawdę ty?- Zakrzyknął wesoło staruszek, po czym położył dłoń na swoich
ustach i szybkim ruchem wciągnął Eryę do środka.
Fabar
czując się lekko pominięty, odszedł kawałek ode drzwi i przywiązał konia do
postawionego widocznie w tym celu małego płotka. Po chwili podszedł do drzwi i
lekko je popchnął.
-… rozumisz?
Nie mogę tego zrobić. Wiem, że mam wobec ciebie dług, ale… Nie mogę… Chyba że...-
Tu staruszek urwał, widząc stojącego przed drzwiami Fabara- Panie, ulituj się
pan! Ja nie mam już pieniędzy!
-Mouty, to
jest Fabar- Powiedziała Erya.
-Ty panie?
Toś ty jesteś tym, którego zwą Fabarem?- Zapytał z niedowierzaniem w głosie- To
o tobie bardowie opowiadają w swych balladach? To o tobie... –Fabar zakrył mu
usta dłonią.
-Tak, to
ja. Jam jest Fabar- Odrzekł Fabar z dumą w głosie.
-Tak. To
był- Erya znacząco nacisnęła na to słowo- Ten Fabar, którego tak wysławiano-
Ale dokończ, mówiłeś, że jest szansa, że będziesz w stanie nas przenocować.
-Tak. Mogę
to zrobić, ale musicie się ulotnić przed świtem. Żołnierze nie mogą was
znaleźć- Tu przerwał- Chyba że macie na tyle pieniędzy, aby zapłacić podatek od
nocy. Codziennie do mnie przychodzą i zabierają ponad połowę mojego zarobku!
Fabar
zajęknął. Miał wielką nadzieję, że po tak długiej wyprawie wyśpi się w łóżku.
-Dobrze. A
żeby nie wzbudzić zbędnych podejrzeń, powiesz że konia daliśmy Ci do
przechowania- Zaproponowała Erya- Fabar? Wstajemy przed świtem. Mouty? Możesz
nas obudzić?
-Tak. Nie
ma problemu. O tej porze zawsze sprzątam gospodę przed przyjściem klientów-
Odparł starzec.
-A teraz ważne pytanie. Gdzie my mamy spać?-
Zapytał Fabar
-Jak to
gdzie? Nie mogą was znaleźć. Będziecie spoć w piewniczce winnej- Powiedział
starzec, lecz po chwili dodał- Wczoraj robiłem remanent. Jeśli choć jedno butelka
zniknie, to zabije. Jasne?
-A ja ci w
tym z przyjemnością pomogę- Zagwarantowała Erya
Fabar
przybrał purpurowy wyraz twarzy i burknął lekko. Lecz mimo to w głębi duszy
wiedział, że mieli rację.
-A teraz
idźcie do piewnicy. Tylko uważajcie na moje koty! Kocica ostatnio powiła czwórkę
kociąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz