Nie wiem jak
zacząć, ale wiem że muszę spróbować przekazać światu co się stało. Mam na imię Tomek
i mam 17 lat. Wszystko zaczęło się od mojego dziadka. Był on dobrym człowiekiem
i nie mógł przejść obojętnie obok ludzi z problemami. Zawsze starał się im
pomagać niezależnie od sposobu. Nawet jeśli potem sam nie miał za co żyć i
ledwo wiązał koniec z końcem. Uczył w okolicznej szkole biologii i chemii. Jako
nauczyciel sprawował się znakomicie i wszyscy uczniowie go uwielbiali. Ja też
nie miałem na co narzekać- Prawie codziennie się widzieliśmy i często
chodziliśmy do okolicznego lasu na grzyby czy nad jezioro na ryby. Bardzo
kochałem mojego dziadka i świetnie się dogadywaliśmy. Ale nagle dziadek
przestał do mnie przychodzić. Nie widziałem go przez cały tydzień, więc
postanowiłem, że zobaczę co u niego słychać. Gdy dotarłem do jego domu, od razu
uderzył mnie stan drzwi wejściowych… Leżały całe piętnaście metrów od domu!
Wyglądały na wyrwane, gdyż na zawiasach można było zauważyć fragmenty framugi. Wyjąłem
z kieszeni nóż, który zawsze przy sobie nosiłem i pewnie dzierżąc go w dłoni
wszedłem do środka. Wszedłem do przedpokoju i spostrzegłem, iż wnętrze domostwa
było zdemolowane. Wszystkie meble były porozwalane do tego stopnia, że ciężko
mi było przejść bez rozwalenia nogi o ostre fragmenty drewnianych i metalowych
szaf, stołów, krzeseł czy wszelakiej elektroniki. W kuchni nie było dziadka, w
łazience także. Przeszukałem cały dom, ale nie mogłem go nigdzie znaleźć. Gdy
miałem już wracać, potknąłem się jeden z kawałków starej, kuchennej szafki i
upadłem na wykładzinę. Usłyszałem puste stuknięcie. Zrozumiałem, że pod podłogą
musi być piwnica. Podszedłem do ściany i spróbowałem podnieść wykładzinę.
Podważyłem ją nożem, ale niestety nie mogłem jej podnieść, gdyż była cała
przygnieciona przez strzępy mebli. Poszukałem stukając butem w podłogę miejsca
na które przed chwilą upadłem i już po chwili rozcinałem sobie nożem przejście
do piwnicy. Był tam drewniany, nieco zbutwiały właz. Otworzyłem go i zauważyłem
drabinę prowadzącą do oświetlonego pomieszczenia. Wziąłem nóż w zęby i pełen
wszelakich obaw schodziłem w dół. Pomieszczenie było zbudowane na planie
kwadratu i było dość obszerne. Dookoła poukładane były biblioteczki ze starymi
księgami. Na suficie świeciła się pojedyncza, migocząca żarówka, a zaraz pod
nią na krześle siedział… Mój dziadek. Krzyknąłem do niego, lecz on nie
zareagował. Krzyknąłem głośniej, a mój dziadek tylko spojrzał na mnie
przestraszonym wzrokiem. W rękach z całych sił ściskał niczym nie wyróżniającą
się czarną książkę. Podbiegłem do niego, ale on wystawił przed siebie dłoń
nakazując mi stanąć. Zapytałem o co chodzi, lecz w odpowiedzi zobaczyłem jak
wskazuje dłonią na podłogę pod moimi butami i łzy lecące powoli z jego oczu.
Dziadek nigdy nie wyglądał tak źle. Spojrzałem w miejsce które wskazywał. Włosy
stanęły mi dęba. Gdy zauważyłem iż zepsułem usypany na ziemi krąg z soli.
Dziadek dynamicznie usiadł prosto, jeszcze mocniej ściskając księgę, a zamiast
jego oczu, było widać same białka. Po chwili opadł powrotem na krzesło i
osłabł. Podbiegłem do niego, sprawdziłem puls. Nic nie poczułem. Nie mogłem w
to uwierzyć! Dziadek, osoba którą kochałem umarła… Została mi tylko moja matka,
która miała depresję oraz ojciec alkoholik…
Szybko zadzwoniłem na pogotowie. Jakimś cudem miałem tu zasięg. Ze
słuchawki usłyszałem tylko szum i straszny śmiech. Wtedy wydawało mi się, że
zwyczajnie się przesłyszałem- ale teraz już wiem, że to mogło być prawdziwe.
Wyszedłem szybko drabiną na górę i zadzwoniłem ponownie. Tym razem wszystko
poszło bez niespodzianek. Powiedziałem co się stało, a pani powiadomiła mnie,
iż karetka będzie za kwadrans. Zszedłem da dół i stanąłem jak wryty. Ciało
dziadka było całe sine i wyglądało jak gdyby leżało w tej piwnicy od kilku dni.
Wziąłem szybko księgę i dokładnie się jej przyjrzałem. Na okładce nie było
żadnych napisów, a jedynie obrazek ludzkiej głowy która z jednej połowy była
normalna, a z drugiej wystawała sama czaszka. Otworzyłem ją na pierwszej
lepszej stronie. Nie wiedzieć czemu, przeczytałem na głos dziwną inkantacje, która brzmiała mniej więcej tak: Ita ego vos ad vitam ... qui de se nasci, et pulso: Surge, qui consumit corpus ... Regressus ad vivam! Nie wiedziałem co to mogło znaczyć, ale wolałem zabrać księgę ze sobą. Minęło kilka minut, a karetka była na miejscu. Nie chcieli mi wierzyć, gdy im mówiłem że dziadek niedawno zmarł. Twierdzili że ciało jest w bardzo zaawansowanym stanie rozkładu. Nie wróciłem tej nocy do domu. Poszedłem spać do mojej dziewczyny- Oliwi, gdyż potrzebowałem w tym momencie jej troski i myślałem, że może ona mi uwierzy. Na szczęście nie myliłem się. Niemalże całą noc próbowaliśmy przestudiować choć fragment tej księgi- udało nam się. Okazało się, iż ta inkantacja którą przeczytałem miała wskrzesić osobę, przy której została ona wyrecytowana. Przeraziło mnie to. Gdy jakimś cudem dałem radę usnąć, miałem sen o dziadku który próbował wydostać się z trumny. W pewnym momencie z jego gardła wydarł się nieludzki ryk. Wtedy właśnie się obudziłem. Po godzinie przyszykowaliśmy się z moją dziewczyną na wyjście do szkoły. Ponieważ mieszkam w małej wsi, wszyscy w szkole już wiedzieli co się stało z moim dziadkiem. Zagadywali mnie, pocieszali. Nauczyciele nawet nie brali mnie do odpowiedzi, a ja siedziałem w ostatniej ławce razem z Oliwią. Siedzieliśmy razem w milczeniu myśląc nad tym, co się wydarzyło poprzedniego dnia. Nazajutrz odbył się pogrzeb mojego dziadka. Długo siedziałem przy jego otwartej trumnie i zastanawiałem się, czy on żyje. Nie żył. Mój dziadek był martwy. Właśnie wtedy to do mnie dotarło. Z moich oczu pociekły łzy. Przez całą ceremonię nie opuszczałem trumny nawet o krok, dopóki nie została ona zakopana. Tej nocy ponownie spałem u Oliwi oraz ponownie dręczył mnie ten sam koszmar. I następnego dnia także nic się nie zmieniło. Nie wierzyłem że się na to zdecydowałem, ale musiałem zajrzeć do dziadka. Nawet mimo to, że byłem pewien iż on nie żyje. Zadzwoniłem do Michała, mojego najlepszego przyjaciela. Zaczęło się od nazwania mnie chorym zwyrolem, że dzwonie do ludzi w nocy, oraz nazwania pojebem z powodu pomysłu wykopania ciała mojego dziadka. Lecz gdy opowiedziałem mu całą historię, postanowił niechętnie mi pomóc. Wziął ze sobą saperkę, a ja wziąłem łom. Nie chcąc budzić Oliwi wyszedłem przez okno. Po piętnastu minutach byliśmy oboje na miejscu. Delikatnie ściągnęliśmy płytę nagrobkową, przy czym nie obyło się bez noża. Potem odkopaliśmy warstwę ziemi, która pokrywała trumnę. Wziąłem łom do ręki i podważyłem wieko trumny. Gdy ją otworzyłem, omal nie zemdlałem. Było w niej mnóstwo krwi. Ciało dziadka było w jeszcze późniejszym stanie rozkładu. Nie dało się tam ustać z powodu smrodu. Zobaczyłem tylko, iż palce dziadka zostały zdarte aż do kości, które wyglądały niczym zaostrzone szpikulce, a na wewnętrznej stronie wieka znajdowały się ślady po paznokciach. Nie mogłem wytrzymać smrodu. Odbiegłem szybko od mogiły i zwymiotowałem na środku ścieżki wiodącej między grobami. Po drodze minąłem omdlałego Michała, który leżał bezwładnie na ziemi. Stałem pochylony nad ścieżką i dyszałem z rękami opartymi na kolanach. Po chwili nałożyłem koszulkę na nos i wróciłem do grobu dziadka. Na miejscu zastałem istną rzeźnie. Ciało dziadka zniknęło, a Michał leżał dalej na ziemi, ale... Miał wyrwany mostek, głowę i był obdarty ze skóry. Ponownie zwymiotowałem. Usłyszałem za plecami ciche „Uwolniłeś to…”. Przekręciłem się na pięcie, lecz nic za mną nie było. Usłyszałem straszny, opętańczy śmiech. Nie zastanawiając się jak najszybciej uciekłem z cmentarza. Biegłem przed siebie i nie zważałem na nic. Kilka razy niemalże się potknąłem o odstający korzeń czy kamień. Uspokoiłem się dopiero wtedy, gdy wszedłem powrotem do domu. Przez całą noc przez okno widziałem dziwną, trzymetrową i niesamowicie chudą postać. Jej ręce były dwukrotnie dłuższe od nóg, a skóra na nich była miejscami popękana i niesamowicie naprężona. Postać wyglądała na przegniłą. Najdziwniejsze jednak było to, iż na głowie miała przyszyty worek, który zlewał się z jej ciałem. Zgoniłem to na wizje spowodowane tym, co niedawno zobaczyłem- jednak nie zmrużyłem oka ani na moment. Cały czas widziałem go za oknem i wydaje mi się, że cały czas patrzyliśmy prosto na siebie. Dosłownie skoczyłem w miejscu, gdy Oliwia się przebudziła i zapytała się, na co tak patrzę. Gdy spojrzałem tam jeszcze raz, oznajmiłem jej, że na nic. Tego już tam nie było. Ponieważ była sobota, poszliśmy do kuchni na śniadanie. Wolałem nie mówić Oliwi co wczoraj widziałem. Miałem nadzieję, że to był tylko sen. W domu poza nami nie było nikogo, co nas zarazem bardzo zdziwiło, jak i bardzo ucieszyło. Na śniadanie zjedliśmy naleśniki mojego przepisu, oraz wypiliśmy po kubku kawy. Gdy byliśmy już syci, postanowiliśmy pójść na do kina. Musiałem pójść do domu po pieniądze. Ojca na szczęście tam nie było, a matka siedziała w swoim pokoju. Szybko zgarnąłem mój schowany pod materacem portfel i wyszedłem z domu. Gdy zbliżałem się do furtki, pod dom podjechała policja. Zaczęli nas przepytywać co robiliśmy poprzedniego dnia, gdzie byliśmy. Powiedzieli tylko o tym, iż jeden z naszych kolegów został zabity na cmentarzu. Wiedziałem, że nikt mi nie uwierzy w to, co widziałem- więc kłamałem ile wlezie. Gdy wreszcie przestali nas pytać, wyruszyliśmy w stronę kina. Cały czas czułem na sobie czyjś wzrok oraz czasem zauważałem jakiś drobny ruch kontem oka- ale to ignorowałem. Cały dzień upłynął nam na chodzeniu po mieście. Gdy wracaliśmy do domu, zaczynało się ściemniać. Nadal czułem na sobie czyjś wzrok, lecz teraz zdarzało mi się go zobaczyć. Stał niecałe sto metrów ode mnie, lekko przygarbiony z rękami delikatnie wysuniętymi do przodu. Na jednej z rąk miał zawieszony koszyk upleciony z dziwnego, brązowo-czerwonego materiału. Rączka była zrobiona z kości, niezwykle przypominającej mostek- lecz nienaturalnie wygięty. Przeraziło mnie, ale najgorsze zauważyłem dopiero po chwili. Jego palce. Wyglądały dokładnie tak samo jak palce mojego dziadka, gdy znalazłem jego ciało w grobie. Były tylko dłuższe. Chwyciłem mocno Oliwię za rękę i pognaliśmy w kierunku domu mojego dziadka. Co chwila się odwracałem, sprawdzając czy to coś nas śledzi. Początkowo widziałem tylko jego oddalającą się sylwetkę, lecz gdy znacznie zwiększyliśmy dzielącą nas odległość, momentalnie ruszył z miejsca. Biegł nienaturalnie szybko, czym dał nam dodatkową motywację do biegu. Biegliśmy szybciej niż kiedykolwiek, ale dzieląca nas odległość malała. Na horyzoncie widać już było dom dziadka. Nie wiedziałem czego właściwie szukałem, ale czułem, że właśnie tam to znajdę. To nadal nas goniło. Kilkakrotnie zahaczył o odstające korzenie i inne wystające przedmioty pozostawiając na nich strzępki swojej skóry i odsłaniając sine mięśnie. Był na tyle blisko, że czuliśmy smród, który go otaczał. Dotarliśmy do domu dziadka, przeskoczyliśmy taśmę policyjną i weszliśmy do środka. Policja dokładnie zbadała i zabezpieczyła to miejsce, ale wejście do piwnicy niewiedzieć czemu pozostawało otwarte. Wskoczyliśmy tam, zatrzasnęliśmy klapę i ją zaryglowaliśmy. Usłyszeliśmy po niespełna dwóch sekundach głuche łupnięcie w klapę. Nic więcej. Oliwia rozpłakała się i oparła głowę na moim ramieniu. Po chwili zaczęliśmy przeszukiwać pomieszczenie w poszukiwaniu wskazówek, lecz nie znaleźliśmy nic. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ policja przeszukała wszystko i pozostawiła na podłodze masę książek. Właściwie- To na pułkach nie było ani jednej. Byłem gotów odpuścić po niespełna godzinie poszukiwań, lecz potknąłem się o jedną z książek i przewróciłem na półkę. Cała półka się roztrzaskała, a ja wpadłem do pomieszczenia obok. Było tam ciemno- Niesamowicie ciemno. Zapaliłem latarkę w telefonie i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszystko było zakurzone. Znajdował się tam stary stół operacyjny, biurko z kałamarzem i rzędem piór oraz kilka szafek na dokumenty. Po dłuższych oględzinach, pod stołem znaleźliśmy pudło pełnie wszelakich skalpeli, pił do kości, strzykawek i tym podobnych. Lecz pod spodem był ukryty mały, skórzany dziennik. Znajdowały się w nim zapiski mojego dziadka. Nie wiedziałem, że ten stary, serdeczny człowiek w młodości był prawdziwym potworem. W dzienniku mogłem przeczytać o wszelakich metodach tak zwanych „badań”, którym mój dziadek poddawał ludzi. Pisał, że pod okiem niemieckiego porucznika w czasie Drugiej Wojny Światowej, prowadził eksperymenty polegające na próbie stworzenia nadczłowieka, nadżołnierza. Niemcy przyprowadzali do niego dzieci, kobiet a on robił z nimi… Straszne rzeczy. Na końcu notatnika mogłem zauważyć niestarannie napisaną notatkę, która składała się z ledwie kilku zdań i była jakby napisana przy pomocy krwi i palca. A brzmiała ona następująco: „Idą po mnie. Karma wraca.”. Nie wiem co się stało dalej, gdyż reszta stron była wyrwana. Czuję powracający strach od razu, gdy tylko sobie o tym przypomnę. Oliwia chciała zostawić mnie samego i przeszła do sąsiedniego pokoju. Dalej czytałem notatki dziadka, ale nie mogłem sam w nie uwierzyć. Po chwili usłyszałem krzyk. Zobaczyłem jak moja ukochana walczy z całych sił, ale to coś próbowało wyciągnąć ją przez otwór w suficie na zewnątrz. Wezbrał we mnie gniew. Chwyciłem największą piłę jaką znalazłem i uderzyłem z całej siły w tego ramię. Kość była na tyle krucha, że pękła po silniejszym ciosie. Usłyszałem nieludzki wrzask, oraz opadającą bezwładnie a ziemię Oliwię. Targały mną silne emocje. Wyskoczyłem czym prędzej na górę i doskoczyłem do potwora. Ten jednak przycisnął mnie złamaną ręką do podłogi, a drugą sięgnął do nitki wystającej między skórą a workiem. Chciałem zamknąć oczy, lecz nie dałem rady. Powoli wyciągał nitkę. Bardzo powoli. Po jakimś czasie ściągnął worek z głowy. Poczułem paniczny strach. Podejrzewałem że właśnie tak jest, ale starałem się to od siebie odrzucić. Mojego najlepszego przyjaciela zabił mój dziadek. TEN POTWÓR. TO BYŁ MÓJ DZIADEK. Poczułem jak uderza mnie w skroń. Nie mogłem się ruszyć, a mój wzrok był zamglony. Zobaczyłem koszyk zwisający z jego ramienia- A w nim głowę Michała. Potem spostrzegłem jak schodził w dół po drabinie oraz słyszałem kobiece krzyki. Zemdlałem. Gdy się obudziłem nikogo przy mnie nie było. Nikogo żywego. Koło mnie leżało zmasakrowane ciało Oliwi. Tego było wtedy zbyt wiele. Coś pękło w mojej psychice. Początkowo płakałem nad zwłokami wybranki mojego życia, a następnie zacząłem śmiać się w niebogłosy. Wiedziałem co należy zrobić. Przerzuciłem Oliwię przez ramię, a następnie poszedłem do mojego domu. Po drodze mijałem zmasakrowane ludzkie ciała. Bez głów, bez skóry. Już było za późno. Nie ruszało mnie to. Gdy wszedłem do domu, spostrzegłem że na podłodze leży mój ojciec. Jest martwy, a w dłoni trzymał kartkę. Było na niej napisane krwią: „Synku, dziadzia powiedział że przyjdzie do Ciebie o pierwszej. Kocham Cię, tatuś”. Były czterdzieści trzy minuty do północy, więc miałem czas. Rozejrzałem się po domu. Jedyne co znalazłem to moją matkę. Podcięła sobie żyły w wannie i była martwa. Zbyt wiele ważnych osób dziś zginęło. ZBYT WIELE. Pobiegłem szybko do sąsiada. Z sypialni wypływała stróżka krwi, lecz zignorowałem to. Wziąłem butlę z gazem i zaniosłem do domu. Włączyłem dopływ gazu na kuchence gazowej, oraz z butli znalezionej u sąsiada. Zostało mi już mało czasu. Teraz leżę przed drzwiami wejściowymi w kuchni. Jedną ręką obejmuję moją kochaną Oliwię, a w drugiej trzymam zapalniczkę. Robi mi się słabo od wszechobecnego gazu, ale widzę, jak ktoś otwiera drzwi. Wydaje mi się że, zrobię mu małą niespodziankę…
Obiecany one-shot! Dawno nie miałem tyle weny, co wtedy gdy to pisałem...
OdpowiedzUsuńPytanie za 100 pkt. Co tu się stało, że tak kolory napisów się zepsuły? Bo nie mam najmniejszego pojęcia ;_;
OdpowiedzUsuńFuu.. ale fajne :D
OdpowiedzUsuń