czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 13


-Wstadejcie! Już świta, musicie się wymyknąć!- Krzyczał starzec, jednocześnie łomocząc w piwniczne drzwi.

Fabar przetarł dłońmi oczy i rozejrzał się wkoło. Dookoła niego znajdowało się wiele półek przepełnionych butelkami wina. Podniósł się do pozycji siedzącej, po czym spojrzał na Eryę. Wyglądała ona niezwykle uroczo gdy spała- Pomyślał Fabar. Mimowolnie uśmiechnął się patrząc na śpiącą towarzyszkę. Lekko szturchnął ją w ramie.

-Wstawaj, musimy iść- Powiedział szepcząc do jej ucha.

Elfka momentalnie otworzyła szeroko oczy, po czym dźwignęła się do pozycji siedzącej. Chwilę rozglądała się dookoła, po czym wstała.

-Musimy iść. Już niedługo strażnicy zaczną zbierać podatki- Rzekła Erya.

 Wstała, po czym podbiegła do drzwi. Otworzyła je, a za nimi zobaczyła twarz podenerwowanego starca. Jego oczy były podkrążone, co wskazywało na wielkie zmęczenie. Widocznie musiał nie spać całą noc. Odczuła wielką wdzięczność względem starca, żałowała że tak się dla nich poświęcał.

-W takim razie my już pójdziemy. Fabarze, chodź- Powiedziała Erya zwracając się w stronę Fabara, po czym ponownie zwróciła się do Moutyego- Dziękujemy Ci, Mouty. Obiecuję, że kiedyś też Ci się odwdzięczę.

Starzec tylko kiwnął głową, po czym się uśmiechnął. Odprowadził ich aż po same drzwi.

-Proszę, weźcie jeszcze to- Wręczył Fabarowi w dłoń duży worek- Nie wiele, ale może się przydać. Spakowałem wam tam mały prowiant oraz kilka przydatnych drobiazgów.

-Dziękujemy. Mamy u ciebie dług- Rzekł Fabar- Jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, powiedz.

-Po prostu…- Zawahał się starzec- Przywróć swojemu imieniu dawną sławę.

-Żegnaj, Mouty- Powiedział Fabar jednocześnie popychając drzwi. Zrobił krok do przodu wciąż patrząc się w stronę starca. Jego twarz zrobiła się blada. Fabar uniósł brew do góry w geście zdziwienia, lecz w tym momencie wpadł na jakiegoś człowieka. Odbił się lekko od pokrytego żelazną zbroją mężczyzny, po czym stanął jak wryty w ziemię. Momentalnie zmienił ton głosu i krzyknął gniewnie do starca- Ty padalcu! Takie ceny, to rozbój w biały dzień! Idziemy Ess, znajdziemy inne miejsce na nocleg.

Fabar chwycił Eryę za dłoń, po czym pociągnął przed siebie. Pozdrowił zdurniałego strażnika skinieniem dłoni, a następnie odszedł z towarzyszką przed siebie. Gdy oddalili się na bezpieczną odległość, Erya wybuchła śmiechem.

-Z czego się śmiejesz?= Zapytał gniewnie Fabar- Widziałaś inne wyjście?

-Nie-Powiedziała Erya wciąż nie mogąc powstrzymać się od śmiechu- Ty też byś się śmiał widząc to z mojej perspektywy.

-Niewątpliwie masz rację- Odparł szorstko Fabar- Ale teraz musimy poszukać jakiś zleceń. W końcu potrzebujemy pieniędzy, nieprawdaż?

-Masz rację. Najlepiej będzie poszukać tablicy z ogłoszeniami- Poleciła Erya natychmiastowo przestając się śmiać- Chodź za mną, wiem gdzie jest jedna.

Ruszyli główną drogą w kierunku głównego placu. Po drodze mijali wielu przybitych ludzi chadzających w tę i we w tę ze spuszczonymi głowami. Po niespełna kwadransie stali przed wysoką na trzy metry tablicą z poprzyczepianymi doń kartkami. Większość z nich była niemalże niemożliwa do odczytania z racji szkaradności pisma. Niektórzy ludzie wystawiali  różne oferty sprzedaży czy też kupna produktów rzemieślniczych, inni obiecywali cuda za śmieszne sumy pieniędzy. Po przeczesaniu połowy ogłoszeń, nadal nie znaleźli niczego, co mogło by ich zainteresować. Lecz mimo to, dalej szukali zleceń. To było ich być albo nie być. Po dłuższych oględzinach wreszcie znaleźli to, czego szukali. Znaleźli pożółkłą karteczkę, na której wyjątkowo ładnym pismem było napisane:

„Pilnie poszukuję śmiałka, który jest gotowy wybić dzikie psy z pobliskiego lasu. Utworzyły dużą watache i nieustannie atakują zarówno miejscowych, jak i podróżnych.  Kto jest gotowy podjąć się tego wyzwania, niech stawi się u sołtysa. Jeśli podejmie się i przyniesie po ogonie każdego z dzikich psów, na nagrodę teków nie poskąpię.”

-Chyba właśnie znaleźliśmy to, czego szukaliśmy- Oznajmił Fabar, po czym przeczytał swej towarzyszce na głos treść ogłoszenia.

-Siedziba sołtysa jest…- Erya zamyśliła się na chwilę, po czym wskazała w stronę północnego wschodu- Tam. Tak, pamiętam. To na pewno tam.

-Więc chodźmy tam- Rzekł Fabar- Tylko… Muszę znaleźć jakąś broń. Mój miecz…- Tu przerwał.

-Tak, tak wiem. Chyba nie myślisz, że będziemy walczyć z całą watachą psów!?- Zapytała Erya- To by było samobójstwo, nie walka. Ustawimy pułapki.

Fabarowi zrobiło się głupio. Wiedział, że Erya miała racje. Jak z resztą zwykle- Zauważył po chwili.

-Na co czekasz?- Zapytała zamyślonego Fabara- Idziemy, czy czekamy na noc?

-Idziemy- Odparł beznamiętnie Fabar, po czym ruszył wraz z nią we wskazanym wcześniej kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz